Jak skutecznie upolować jesiennego suma?

Jak skutecznie upolować jesiennego suma na dzikiej wodzie?

W tym blogu opowiem Wam o naszej niedawnej wyprawie, podczas której za pierwszym razem udało nam się złowić pięknego dzikiego suma na dzikiej wodzie.

W pewien wrześniowy weekend ( trochę go wydłużając bo wyjechaliśmy w piątek) postanowiliśmy wybrać się na dzikiego wiślanego suma. Było nas czwórka. Mocna ekipa z Wielkiej Ryby. Udaliśmy się w okolice Nowego Dworu Mazowieckiego gdzie tuż po przyjeździe i zwodowaniu łódki rozpoczęliśmy przygotowania do szukania odpowiednich miejsc. Co ciekawe, w miejscu gdzie wodowaliśmy łódź naszym oczom ukazały się dwie piękne wyspy dość wysokie, na których szczycie i na jednej i na drugiej znajdowały się piękne duże drzewa. W drodze „losowania’ pozostałem na brzegu pilnując auta i sprzętu, reszta ekipy natomiast rozpoczęła sondowanie.

Co ważne cała szerokość rzeki w tym miejscu ukazała nam swoja siłę. Mocny nurt, i pełno wystających z wody drzew. Poza tym  podczas poszukiwania miejsc, w których mogą występować sumy trzeba było uważać na mielizny, żeby nie uszkodzić łodzi, więc poruszając się w kierunku wysp chłopaki na łodzi płynęli ostrożnie po drodze wypatrując zagrożeń. Po wizycie na jednej z wysp, ekipa sondująca przeniosła się na drugą wyspę będącą po mojej prawej stronie. Wybór został dokonany. Najgorsze na tym etapie było oprócz znalezienia dobrych miejscówek przewiezienie całego sprzętu na wybraną wyspę. Zajęło nam to kilka kursów. Na szczęście wszystko przebiegło zgodnie z planem i nad wyraz sprawnie. Dzięki naszym dużym umiejętnościom, oraz dzięki echosondzie z gps udało się tuż przy brzegu wytypować jak się okazało 5 metrową rynnę, która ciągnęła się wzdłuż całej szerokości wyspy tuż przy brzegu.

Ciekawe w naturalnych rzekach jest to, że nigdy nie wiadomo czego się spodziewać. Tuz pod naszymi stopami pół metra od brzegu przebiegała kilkudziesięciometrowa rynna, w której szczególnie w nocy według wszelkich „ prognoz” muszą być piękne sumy. Wygodne w tej wyspie było to, że będąc na górze wśród drzew mieliśmy cały czas ochronę przed słońcem, jednocześnie było dość dużo miejsca, żeby spokojnie się rozstawić i żeby każdy z nas miał dostatecznie dużo miejsca. Co równie ważne sposób w jaki rozstawiliśmy nasze namioty pozwalał na to, że każdy z nas mógł bez przeszkód dotrzeć do wędek w przypadku brania. Z drugiej strony nie byliśmy praktycznie widoczni z zewnątrz, dzięki czemu czuliśmy się dużo bezpieczniej.

W wyspie, którą wybraliśmy ważne było również to, że mogliśmy łowić z obu stron jej. Podjęliśmy więc decyzję, że z jednej strony spróbujemy upolować jakiś białoryb. Decyzja padła na brzanę. Z racji niesamowicie mocnego nurtu zmuszeni byliśmy użyć dość mocnych karpiówek, w klasycznych zestawach końcowych z długimi przyponami. Na haczyki powędrował największy brzanowy przysmak mianowicie pokrojony na kawałki żółty ser. Istotne w tym przypadku było nęcenie. Przygotowaliśmy ok 20 kilo zanęty, w skład której wchodziły białe robaki, glina wędkarska, kawałki kamieni i zanęta sypka, oraz klej. Glina i drobne kamienie miały za zadanie utrzymać zanętę jak najdłużej w okolicach przebywania zestawów końcowych. Dlatego po zarzuceniu wędek co ok. godzinę utworzonymi dużymi kulami zanętowymi donęcaliśmy nasze karpiówki. Oczywiście kule rzucane były ok. 30 metrów przed zestawami tak, aby spływały w kierunku przynęty. Trzeba było pamiętać o dość regularnym donęcaniu zestawów.

Po drugiej stronie wyspy łowiliśmy na całej jej szerokości , nasze mocne wędziska sumowe uzbrojone były w klasycznego żywca. Oprócz żywca na dwa wędziska i powędrowały zestawy złożone z wątroby i pęku rosówek. Liczyliśmy na to, że sum musi się skusić na jedna lub druga przynętę. Dzięki temu mieliśmy też więcej możliwości. W przypadku wędek sumowych na każdym zestawie łowiliśmy na tzw. "zrywkę" Będąc już zwodowani, część ekipy rozpoczęła rozkładanie namiotów, druga część zajęła się przygotowaniem wędzisk, montowaniem zestawów końcowych i przygotowywaniem zanęt i przynęt.  Kiedy wszytko było gotowe część z naszej ekipy ruszyła pospinningować z łodzi. 

Ciekawe doświadczenie zwłaszcza dla mnie, kiedy to po wielu latach łowienia stacjonarnego, miałem okazje połowić z łodzi. Przyznam, że ciekawe doświadczenie. Z łodzi doskonale czuć siłę rzeki, siłę natury. Po powrocie nic więcej na naszych zestawach się nie działo. Pierwszy dzień dobiegł końca.

Położyliśmy się dość późno z racji wielogodzinnych rozmów i obmyślania taktyki na kolejny dzień, ale za to pełni nadziei na sukces kolejnego dnia.

Kolejnego dnia stało się coś, co przeżyłem po raz pierwszy. Obudził mnie dźwięk sygnalizatorów. Była 6 może 7 rano. Zapytałem się jeszcze Arka, który spał ze mną w namiocie, czy to przypadkiem nie Tomek bawi się sygnalizatorami. Zakładałem, że to Tomek, bo dnia poprzedniego deklarował, że wstaje o świcie spinningować. Jako karpiarz zawsze mam lekki sen i słyszę wszystko. Wyszedłem z namiotu i zobaczyłem że Tomek śpi w namiocie obok. Poczułem to piękne uczucie, które zawsze nam towarzyszy przy braniach. ADRENALINA. Pobiegłem w dół wyspy w kierunku wędek i zobaczyłem jedną z nich, która majestatycznie kieruje się w stronę nurtu. Widać branie a do tego sumowy sygnalizator  nieustannie dawał do zrozumienia, że cos się dzieje.

Podbiegłem i zaciąłem. Poczułem rybę. Na moje nieszczęście chwile później ryba uciekła w nurt. Nawet przy moich największych karpiach takiej siły się nie spodziewałem. Pamiętałem, że sumy z rzeki należy jak najszybciej powstrzymać od ucieczki w pełny nurt i że trzeba holować siłowo. Na moje nieszczęście było za późno ryba była w nurcie. Nieprawdopodobna siła na granicy mojej kontroli. Sam nawet nie wiedziałem o ile ciężej jest złowić rybę która jest w nurcie a nie na spokojnej wodzie. Na szczęście rzeka w tym miejscu zakręca, dzięki czemu ryba nie dała rady płynąć dalej z nurtem. Musiała wyhamować.

Na szczęście przybiegł Tomek, któremu oddałem wędkę a sam pobiegłem po aparat w celu zrelacjonowania holu. Tomek jako doświadczony sumiarz nie tracił czasu na zbędna „ zabawę” z przeciwnikiem. Hol trwał szybko i był bardzo sprawny. Naszym oczom ukazał się piękny jak się potem okazało 37 kilowy sum z dzikiej wody. 

Wyciągnęliśmy rybę z wody i położyliśmy na macie, na której okazało się, że ryba ma 180 cm długości i waży 37 kilo. Piękny i zdrowy. Niestety po raz kolejny przekonaliśmy się jak wiele jeszcze wiedzy i praktyki brakuje Polskim wędkarzom. Okazało się, że sum pływał z innym zestawem w pysku. Na szczęście uwolniliśmy go od zbędnego cierpienia. Oblanie wodą, sesja zdjęciowa i powrót w odmęty Wisły. Oczywiście obowiązkowe gratulacje dla Tomka. Mamy to. Pierwsza ryba tego dnia. Najbardziej cieszyło nas to, że złowiona została przy pierwszym podejściu do danego miejsca. Świadomość tego, że prawidłowo wytypowaliśmy miejsce dała nam dodatkowego pozytywnego kopa. To ważne, żeby mieć świadomość tego, że zrobiło się wszystko jak należy. I to akurat dotyczy wszystkich metod wędkarskich. Pozostało nam po raz kolejny wywieźć zestaw na żywca i dalej czekać. Po wszystkim wreszcie mogliśmy oddać się chwili relaksu. Naprawdę nie ma nic przyjemniejszego niż relaks na łonie natury ze świadomością wykonanego zadanie. Został nam jeszcze jeden dzień na łowienie. I chociaż martwiło nas trochę, że karpiówki postawione na brzanę nie dają „ znaku życia” to liczyliśmy, że jeszcze coś się wydarzy.

Oprócz sukcesu odniesionego dzięki wspólnej pracy cieszyliśmy się odgłosami natury. Piękne dzikie zwierzęta, ptaki, to zupełnie co innego niż łowienie na komercjach.

Następnego dnia powitał nas piękny świt. W poczuciu niedosytu przerzuciliśmy jeszcze raz karpiówki tym razem na serowe dumbelsy.

Nadszedł wreszcie czas wyjazdu. Nic więcej do końca pobytu nie dało się wypracować. Mimo tego byliśmy bardzo zadowoleni z tej jednej wypracowanej ryby, która pokazała nam swoją siłę.

Po kilku kursach na brzeg wreszcie przewieźliśmy wszystko na stały ląd.

Podczas tego wyjazdu po raz kolejny okazało się, jak ważne jest odpowiednie wysondowanie miejscówek, a przede wszystkim wiedza, dzięki której możemy te miejscówki znaleźć. Pamiętajcie o tym, żeby wybierając się nad wodę mieć ze sobą zawsze doświadczoną ekipę a przede wszystkim ekipę, która ma odpowiednie umiejętności.  Czego Wam wszystkim życzę.

A na koniec niespodzianka. Link do naszego kanału, gdzie możecie obejrzeć film z tej wyprawy na wiślanego potwora, jak również wiele innych ciekawych materiałów.

https://www.youtube.com/channel

Łukasz Bednarczyk

Wielka Ryba.

Komentarze (0)

Brak komentarzy w tym momencie.

Nowy komentarz

Produkt dodany do ulubionych
Produkt dodany do porównania.

Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje. Dowiedz się więcej jak je wyłączyć.