Zasiadka karpiowa i sprytny karp. Artykuł o tym, jak karp uciekł z worka

Opowieść o zasiadce karpiowej, podczas której karp uciekł z worka...czary? Otóż nie. Zapraszamy do lektury:)

W dzisiejszym blogu opiszę Wam naszą wizytę na łowisku Koi Lakes w dniach 19-21.08. Wybrałem się tam razem z naszymi nowymi testerami wybranymi w drodze konkursu – Mariuszem i Pawłem, którzy mają swój kanał "Z nami nie połowisz". 

Łowisko Koi Lakes znajduje się w woj. Łódzkim, niedaleko Aleksandrowa Łódzkiego, a konkretnie w miejscowości Ciężków. Przyznam szczerze, że wiele słyszałem o tej wodzie, szczególnie w kontekście pięknych karpi koi, które tam pływają, więc nie dziwi, że bardzo chciałem aby udało nam się coś z tej wody „wydłubać”. Samo łowisko składa się z trzech zbiorników przedzielonych groblą. Cechą charakterystyczną dla tej wody jest to, że przy dobrym wyborze stanowiska, możemy obławiać dwa stawy jednocześnie. Karpiowy i tzw. „dziki”.  Dziki staw niesie ze sobą wiele niespodzianek, z racji całej ściany pokrytej powalonymi drzewami.

Trzeci zbiornik przeznaczony jest do łowienia metodą feederową. Na wszystkich 3 zbiornikach głębokość nie przekracza 3 metrów. Co ciekawe łowisko zostało otwarte w 2020 roku, więc jest dość młode. Do wyboru na tej wodzie mamy 17 stanowisk, z czego na zbiorniku karpiowym dostępnych jest 7. Po przybyciu i przywitaniu się z chłopakami przystąpiliśmy do noszenia naszego całego sprzętu na wybrane i zarezerwowane wcześniej stanowiska. Co ciekawe dla łowiących do dyspozycji są specjalne szerokie metalowe wózki na mocnych oponach, dzięki czemu nie ma większego problemu z transportem sprzętu a poza tym możemy zabrać się na „raz”. Oprócz tego na łowisku są do dyspozycji toalety co wiele ułatwia:) Bardzo duże udogodnienie dla karpiarzy….jak to się zwykło mówić masa sprzętu, zero ….:)

Biorąc pod uwagę wygodę i logistykę postanowiłem łowić na stanowisku nr 4 , Mariusz z Pawłem natomiast zajęli stanowisko 5. W drodze losowania Paweł wylosował możliwość łowienia na dzikim stawie. Na stanowisku nr 4 i 5 łowienie wydawało się być proste. Łódka zanętowa z gps nie pokazywała nic ciekawego. Praktycznie prosty blat, zero górek i dołków. Później dopiero okazało się, że to „proste” łowienie wcale takie nie będzie. Ale o tym później.

Po rozstawieniu się zajęliśmy się wywożeniem zestawów. U chłopaków na pierwszy rzut poszły zestawy uzbrojone w smaki słodkie i śmierdziele, natomiast dodatkowo Mariusz zaczął łowić na orzecha tygrysiego, co jak się potem okazało było strzałem w 10-tkę. U mnie na pierwszy zestaw poszedł Massive Baits o smaku Green Mullberry i drugi zestaw uzbrojony w śmierdziela od Warmuza. Oprócz tego wszystkie nasze miejscówki podczas wywózki były solidnie obsypane gotowaną kukurydzą

Po ok 2 godzinach od wywózki Mariusz łowi pięknego karpia koi. Bardzo nas to ucieszyło, bo chociaż nie był duży, to swoim wyglądem w pełni nam to zrekompensował. Jego kolory to istna poezja. Mieliśmy nadzieję, że skoro złowiliśmy pierwszego koi to drugie to tylko kwestia czasu.

Niepokoiły nas tylko wiadomości pogodowe, które świadczyły o tym, że kolejnego dnia miało nastąpić gwałtowne załamanie pogody. Kolejne chwile upływały nam na ciągłej pracy. Mariusz z Pawłem zaczęli łowić jak oszalali. Jak się potem okazało pierwszej doby złowiliśmy ponad 20 sztuk ryb. Cieszyło to, że były to zarówno pełnołuskie, lampasy, golce, amury, jak i jesiotry. Nieco niepokoił fakt, że waga tych ryb wahała się w granicach 5-9 kg, tylko kilka przekroczyło 10 kg.

Ale na razie się tym nie zrażaliśmy. Widząc jak przedstawia się sytuacja wagowa, postanowiłem zwiększyć moje zestawy o kulki 24 mm, mając nadzieję na złowienie mniejszej ilości ryb za to większych. Niestety mimo wielu brań okazało się, że coraz częściej mamy zaczepy nie wiadomo skąd. Po rozmowie z Arkiem ( właścicielem) okazało się, że na łowisku grasują bobry, które ściągają wiele gałęzi, zostawiając je w środku szerokości wody, co powoduje zaczepy. I jak zwykle w takich przypadkach należy docenić inteligencję ryb. Od razu po braniu ucieczka w podwodne przeszkody. Kilka się spięło, kilka udało się wyholować.

W międzyczasie oprócz kilku ładnych karpi Pawłowi udało się złowić ładnego jesiotra. Mariusz łowi regularnie i doławia ładnego amura. Wreszcie u mnie ląduje również łady karpik chociaż mały. Nie przekracza 10 kg. 

Jednym z najwspanialszych wspomnień z tego wyjazdu które zostanie w mojej głowie na długo był piękny dublet u mnie i u Pawła. Piękne zdrowe dwa karpie jednocześnie na macie  nie zdarzają się na co dzień. Paweł był w o tyle gorszej sytuacji, że na swoim łowisku miał ścianę leżących w wodzie drzew, więc po każdym braniu ryba automatycznie uciekała w tym kierunku. Poza tym tak jak u nas mniej więcej w środku wody również niewidoczne podwodne przeszkody, które niestety zaowocowały kilkoma spinkami.

Cieszyło nas to, że brania były dość regularne – mniej więcej co godzinę, przez co musieliśmy być w ciągłej gotowości. Dzień zbliżał się do końca. Wieczorem jak zwykle pogaduchy, wspomnienia, rozmowy. Miły wieczór dobiegł końca. Mieliśmy nadzieję, że następnego dnia podczas załamania pogody może uda nam się złowić coś większego. W nocy nastąpiło załamanie pogody już pod wieczór delikatnie padało ale to co wydarzyło się u nas tej nocy to coś niewyobrażalnego. Rozpętała się istna szaleńcza burza. Z prognoz wynikało, że burza jest kilka kilometrów od nas i faktycznie tak było. Leżąc w namiocie czekałem kiedy ustąpi. Pioruny były tak blisko, że miałem wrażenie, że ktoś robi mi zdjęcia. Było ok 23 – ciej. Nagle w moim namiocie rozległ się dźwięk mojej centralki. Pomyślałem, że to żart. Ale faktycznie centralka wyje mam branie. Nie było nawet sensu ubierać się, bo woda z nieba lała się wiadrami. Wybiegłem więc do wędek w samej koszulce i krótkich spodenkach z racji burzy trochę w strachu, ale co robić. Poczułem naprawdę duża rybę na końcu zestawy. Starałem się holować jak najszybciej i co ważne kierowałem wędziskiem tak, żeby było równolegle do brzegu. Wędka jak najbliżej brzegu nigdy nie w pionie. Pamiętajcie o tym podczas burzy. Mimo czołówki na czole praktycznie nic nie widziałem. Widoczność może 2-3 metry deszcz pada wiadrami a pioruny uderzają co chwilę tuż obok. 

Spokój Łukasz – tak sobie mówiłem. Na szczęście chwilę potem moim oczom ukazał się piękny pełnołuski karp. Na oko grubo ponad 10 kg. Szacowałem ok 15-16 kg. Na szybkiego włożyłem karpia do zwykłego worka ze ściągaczem, zaczepiłem sznurek o rod poda i szybko z powrotem do namiotu wytrzeć się. Piękna ryba poczeka do porannej sesji. Szczęśliwy i spełniona za jakiś czas usnąłem.

Następnego dnia  o świcie miał do nas dołączyć Marcin – nasz kamerzysta, który miał nakręcać materiał do filmu i robić zdjęcia. Tuż po jego przyjeździe ustaliliśmy, że robimy sesje rybie, ponieważ akurat pięknie wschodziło słońce i dzień budził się do życia. Moment idealny. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że w worku nic nie ma. Worek był pusty. Byłem w szoku. Zacząłem się zastanawiać jak do tego doszło i jedyne co przyszło mi di głowy to to, że sznurek był za lekko ściśnięty i koniec worka był w wodzie. Dzięki czemu karp poprzez noc pyskiem drążył otwór aż rozszerzył gumę na tyle, że bez problemu mógł z worka uciec. Wniosek z tego prosty. Jak najszybciej postanowiłem zakupić worek albo nawet kilka worków karpiowych z pływakami, dzięki czemu ryba nie ma szans na ucieczkę z takiego worka. Nie pozwala jej również na to dodatkowy klips. Dzięki któremu w workach tego rodzaju ryba spokojnie przez całą noc może przebywać w komfortowych warunkach. Szkoda bo był to być może największy karp tej zasiadki. Człowiek uczy się na błędach. Nauczka na przyszłość. Chłopaki dołowili jeszcze kilkanaście sztuk ryb w przedziale od 8 do 13 kg, co bardzo nas cieszyło. Noc minęła spokojnie. Ostatniego dnia zasiadki odwiedził nas Arek – właściciel wody, dzięki czemu mogliśmy dowiedzieć się o planach związanych z rozwojem łowiska a poza tym okazało się, że mamy wielu wspólnych znajomych.

Powoli nadchodził czas pakowania. Co można stwierdzić po jednej wizycie na Koi Lakes? Świetna woda, szczególnie pod kątem zawodów wewnętrznych. Pod tym względem wprost idealna, ponieważ z racji równego dna i takich samych warunków dla wszystkich, oraz długiej grobli przebiegającej wzdłuż całego zbiornika karpiowego w przypadku zawodów możemy mówić o takich samych warunkach dla wszystkich. Pozostał nam po tej zasiadce straszny niedosyt. Cały czas będę myślał o tym, ile ważył karp, który mnie przechytrzył. Nie wiem  co jeszcze ta woda kryje ale z opowieści wiem, że kryje naprawdę duże ryby.

Na pewno jeszcze wybiorę się nad to łowisko być może w przyszłym sezonie zapolować na kolorowego 20 kilowego karpiszona:) I na pewno przyjadę z innymi workami. Złowiliśmy blisko 300 kg ryb i tu tez nauczka. Będziemy musieli na drugi raz na tej wodzie po prostu zapisywać każdy przyłów. Z racji ilości brań nie byliśmy w stanie już liczyć kg i sztuk. Co cieszy. Pozdrawiamy właściciela Arka i życzymy wszystkim powodzenia na Łowisku Koi Lakes.

Połamania:

Łukasz Bednarczyk

Wielka Ryba.

Komentarze (0)

Brak komentarzy w tym momencie.

Nowy komentarz

Produkt dodany do ulubionych
Produkt dodany do porównania.

Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje. Dowiedz się więcej jak je wyłączyć.